Wpatrywałam się w kartkę z niedowierzaniem, po czym
zaśmiałam się głośno. Po chwili zaszeleściła w mojej dłoni i wylądowała w
koszu. Wyszłam z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi i zamykając je na klucz.
Wkurzona odprowadziłam wózek i ruszyłam do szatni, gdzie spędziłam ostatnie pół
godziny mojej pracy zastanawiając się kim jest tajemniczy chłopak. Nie każdy od
tak rzuca moim imieniem. Uznałam to jako zwykły żart i dzięki temu nieco się
uspokoiłam.
- Gdzie ty się podziewałaś? – Natalie wpadła do
pomieszczenia.
- Źle się poczułam. – okłamałam bawiąc się palcami.
- Ale wszystko już dobrze, prawda? – dopytywała i usiłowała
przyłożyć dłoń do mojego czoła, ale ją odtrąciłam. – Co ci się dzieję?
Pokręciłam głową, zarzuciłam kurtkę na ramiona i chwyciłam
torebkę.
****
Po kilku minutach zaparkowałam pod kamienicą w której mieszkałam
razem z babcią. Wbiegłam na górę i szybko weszłam do mieszkania.
- Cześć babciu. – powiedziałam ponuro ściągając kurtkę.
Nie usłyszałam odpowiedzi więc zajrzałam do salonu, gdzie
Molly oglądała wiadomości wsłuchując się w każde słowo wypowiedziane przez
prezentera.
- Oh Susan! Już jesteś! Nie usłyszałam kiedy weszłaś. Siadaj
i posłuchaj. – staruszka poklepała miejsce na kanapie obok siebie.
Usiadłam i skupiłam się na podawanych informacjach.
„Zbrodniarz i
prześladowca znany jako Calum Hood właśnie został wypuszczony z więzienia. Czy
znajdzie nowe ofiary? Czy to początek ponownych przestępstw w Melbourne? Miejscowej
policji jeszcze nie udało się odnaleźć jego towarzyszy. Miejcie oczy otwarte.”
- Kim jest ten cały Calum Hood? – zapytałam patrząc
niepewnie na starszą kobietę.
Dopiero w tej chwili zauważyłam jak bardzo się zmieniła
przez te wszystkie lata. Jej twarz była pomarszczona, wyglądała na zmęczoną,
pod jej oczami malowały się sine wory, a jej włosy były już całkowicie siwe,
ale pomimo wszystko zawsze była uśmiechnięta.
- Trzy lata temu poważnie sobie nagrabił... – zaczęła
masując sobie dłonią kark. – Razem z jakąś sektą czy czymś podobnym zaczęli
prześladować ludzi.
- Zabili kogoś? – wypytywałam umieszczając stopy na kanapie
tym samym opierając brodę na kolanach.
- Nie... to znaczy nie tak bezpośrednio. Podobno kilka osób
popełniło samobójstwo bo oszaleli, oni wiedzieli wszystko. – przerwała
przyglądając mi się. – Ale wiesz co? Jestem pełna podziwu. Wkładać tyle pracy,
być tak zaangażowanym w takie duperele. – zaśmiała się, jak zawsze we wszystko
musiała dołączyć swój dobry humor.
- Widocznie musieli mieć w tym jakieś korzyści. – wymusiłam
uśmiech na co staruszka poruszyła tylko ramionami i wcisnęła przycisk na
pilocie tym samym zwiększając głośność początku jakiegoś serialu.
Wyszłam z salonu i od razu skierowałam się do mojej
sypialni. Rzuciłam się na łóżko od razu zasypiając.
****
Obudziłam się jak zawsze wraz z początkiem piosenki „Sugar”,
która była moją ulubioną... oczywiście do czasu w którym ustawiłam ją na mój
budzik. Przesunęłam palcem po ekranie komórki tym samym ją uciszając.
Rozciągnęłam się na łóżku i przetarłam oczy. Po kilu minutach udało mi się
wreszcie zwlec z mojego niewyobrażalnie wygodnego łóżka. Chwyciłam czarne
rurki, białą koszulkę i rozpinaną, bordową bluzę do czego dopasowałam trampki w
tym samym kolorze i pobiegłam do łazienki. Widząc swoje odbicie w lustrze
załamałam się. Rozmazany tusz do rzęs pokrywał połowę mojej twarzy. Kiedy już
zmyłam pozostałości wczorajszego makijażu, poszłam pod prysznic po czym ubrałam
się i delikatnie umalowałam. Blond włosy związałam w luźnego koka i spojrzałam
na komórkę, aby dowiedzieć się która godzina.
- Cholera. – wymamrotałam pod nosem wybiegając z toalety.
Miałam 15 minut na dojechanie do pracy. Chwyciłam jabłko
leżące na blacie kuchennym wrzucając je do plecaka i popędziłam do samochodu.
****
Udało mi się nie spóźnić
i pomijając fakt, że złamałam wszystkie możliwe przepisy drogowe nie
było najgorzej. Wbiegłam do hotelu
wpadając na panią Green.
- Prze..przepraszam. – wyjąkałam patrząc na wysoką,
ciemnowłosą kobietę.
- Nic się nie dzieje. – powiedziała ciepło się uśmiechając.
- Ja naprawdę nie chciałam... ja... ugh.
- Susan przestań. – skarciła ostrym tonem właścicielka.
- Miłego dnia. – wymamrotałam odchodząc w stronę szatni.
Kiedy już się przebrałam rozpoczęłam zwykłe czynności, które
wykonywałam na co dzień, nie myśląc o niczym innym niż zakończenie pracy. Cały
dzień nie rozmawiałam z Natalie i pomimo wyrzutów sumienia, które cały czas mi
towarzyszyły, nie chciałam tego.
Kiedy kończyłam już zmianę został mi ostatni pokój.
Oczywiście ten z numerem 21. Weszłam do niego niepewnie, zamykając za sobą
drzwi. Poczułam męskie perfumy, które poinformowały mnie o ponownej wizycie
tajemniczego chłopaka. Zaczęłam sprzątanie od odkurzania, po czym starłam kurze
i umyłam płytki w toalecie. Podczas tych czynności cały czas przeszukując
wszystkie meble. Tym razem nie było niczego poza kurzem.
Po skończonej pracy zadowolona z siebie wyszłam tylnim
wyjściem, które prowadziło bezpośrednio na parking. Zeszłam po trzech stopniach
i zaczęłam buszować po torebce w poszukiwaniu kluczyków do auta, jednak nigdzie
nie mogłam ich znaleźć. Porozglądałam się wokół siebie, aby zorientować się
gdzie jest mój samochód. Kiedy odnalazłam go wzrokiem podeszłam bliżej i
zauważając osobę w nim siedzącą zrobiłam kilka kroków w tył. Chłopak w czarnej,
skórzanej kurtce wyszedł z auta poprawiając okulary przeciwsłoneczne
umieszczone na jego nosie. Przeczesał palcami czarne włosy cały czas
zmniejszając odległość pomiędzy nami.
- Jak ty..? – zaczęłam.
- Chodź. – powiedział ochrypłym głosem.
- Powaliło cię? Kim ty w ogóle jesteś?! – krzyczałam
przerażona.
- Uspokój się i chodź... – powtórzył będąc zaledwie dwa
metry ode mnie.
Poczułam woń męskich perfum, które były mi już znajome.
- Po co? – zapytałam krzyżując ręce na piersiach próbując
zgrywać odważną.
Zaśmiał się sprawiając, że po moich plecach przeszły ciarki.
- Nie czas na takie rozmowy mała. Wsiadaj. – oznajmił
wskazując moje auto.
- Nie wsiądę do auta z jakimś psychopatą! – krzyknęłam
rzucając się do ucieczki po czym poczułam dwie silne ręce chwytające moją
talię.
Chłopak uniósł mnie i pomimo uderzeń, którymi go
obdarowywałam nie puszczał. Po chwili siedziałam na miejscu pasażera wpatrując
się w cały czas zmieniający się obraz za oknem.
- To powiesz mi przynajmniej jak się nazywasz? – spojrzałam
na niego z wyrzutem powstrzymując łzy.
- Noah. – odparł ukazując rząd białych zębów.